Kwitną kasztany, śpiewają ptaszki a kolejne pokolenie młodych ludzi wszystkimi siłami próbuje przekonać maturalną komisję egzaminacyjną czy to w formie ustnej, czy pisemnej, że w głowach, między uszkami posiadają narząd, który myśli.
Jednym się uda, innym nie. Maturalni zwycięzcy w większości przypadków będą kontynuowali edukację na poziomie wyższym. Ci, którzy wybiorą studia na Uniwersytecie Zielonogórskim spędzą kolejnych kilka lat w salach wykładowych, w których zimą temperatura spada do okolic 0 C; bawić się będą na imprezach w akademikach, które mogą się zawalić, a eksperymentować w laboratoriach, w których pod czujnym okiem pracowników naukowych będą uczyć pieska AIBO aportowania.
Są też tacy, którzy nie będą chcieli wytężać zwojów mózgowych. Zwabieni akcją dieslowskiego bUZa, obietnicami świetlanej przyszłości z dyplomem UZ w dłoni, są zdecydowani, by studiować z Zielonej Górze. Mają tylko jeden problem: jaki kierunek wybrać? Które studia będą odpowiednie.
Redakcja szczerze współczuje pracownikom naukowo-dydaktycznym, którym przyjdzie w pozytywistycznym trudzie zmagać się z tak potężną materią intelektualną kolejnej generacji. Pani Jadzia sugeruje, by wzorem ministra Giertycha ogłosić abolicję. Rozdać w dniu immatrykulacji dyplomy ukończenia studiów. I będzie po kłopocie.
Leave a Reply