Kochana mamusiu, kochany tatusiu, drogi mężu, żono, wujku, zięciu, teściu, teściowo, babciu! Piszę do Was ten list z ul. Podgórnej. Siedzę w dusznej kanciapie o wymiarach trzy na cztery metra, którą dzielę z innymi dziesięcioma kolegami. Nie jest łatwo, sami wiecie.
Wszyscy tutaj z niecierpliwością czekamy aż rektor znowu nam coś wybuduje. Może tym razem nam się trafi ładny pokoik z oknem. Zresztą tatuś mi to obiecał na gwiazdkę – przy wigilijnym stole, to pamiętam jak dziś, powiedział „Synku cierpliwości, załatwię dla ciebie coś lepszego. No, spróbuj karpia, matka się postarała. I nie przejmuj się tak. Osobiście pogadam z Cześkiem”.
Kochana mamusiu, kochany tatusiu, drogi mężu, żono, wujku, zięciu, teściu, teściowo, babciu! Najwyższa pora by spojrzeć prawdzie w oczy – nie dla mnie praca naukowa. Nudzą mnie badania, eksperymenty, ciągłe wyjazdy do bibliotek, a czytanie książek to koszmar. Wiedzieliście, że od dziecka chciałem być strażakiem. To było moje marzenie ale mimo to wysłaliście mnie na te nudne i długie studia. Całe szczęście, że tatuś zwolnił mnie z uczęszczania na wykłady i ze wszystkich egzaminów. Jednak tych kilka lat uważam za wycięte z życiorysu. Pamiętam – mama mówiła „Po magisterium tata cię weźmie do zakładu. Będziesz miał jak w raju”. I pamiętam także jak srogi ojciec tłumił przejawy wolnej woli karceniem „Nie marudź! Twój dziadek był kierownikiem zakładu, ja jestem kierownikiem zakładu i ty także kiedyś zostaniesz kierownikiem zakładu. A teraz jedz zupę, bo ci wystygnie”.
Kochana mamusiu, kochany tatusiu, drogi mężu, żono, wujku, zięciu, teściu, teściowo, babciu! Nie jest najgorzej. Powiedziałbym nawet że całkiem dobrze. Pensja na konto spływa regularnie pierwszego każdego miesiąca, prawie trzy miesiące wakacji i dwa dni pracy w tygodniu. Jak nie przyjdę to się nic nie stanie. Do tego trzynastki i jakieś dziwne nagrody nie wiem nawet za co. Ktoś inny na moim miejscu mógłby tak do końca życia, ale nie ja. Nigdy nie wyrosłem z marzenia z dzieciństwa – chcę być strażakiem.
Kochana mamusiu, kochany tatusiu, drogi mężu, żono, wujku, zięciu, teściu, teściowo, babciu! Nigdy nie przeczytalibyście tego listu i nie dowiedzielibyście się o moich skrytych pragnieniach. Nigdy nie skrzywdziłbym Was, nie zawiódłbym Waszych oczekiwań, szczególnie ambicji najdroższego Papy, którego kocham i szanuję. Na pewno byłbym dobrym Kierownikiem Zakładu. Może nie tak dobrym jak tatuś i dziadek, ale starałbym się a moje starania i dzieło kontynuowałby mój syn a Wasz wnuk. Ale pojawiła się nadzieja, w moim szarym akademickim życiu pojawił się mały jasny promyczek – punkt 7., artykułu 118. Nowelizacji Ustawy o Szkolnictwie Wyższym: "Pomiędzy nauczycielem akademickim a zatrudnionym w tej samej uczelni jego małżonkiem, krewnym lub powinowatym do drugiego stopnia włącznie oraz osobą pozostającą w stosunku przysposobienia, opieki lub kurateli nie może powstać stosunek bezpośredniej podległości służbowej. Nie dotyczy to osób pełniących funkcje organów jednoosobowych uczelni, dla których ustawa przewiduje powoływanie ich w drodze wyborów."
Kochana mamusiu, kochany tatusiu, drogi mężu, żono, wujku, zięciu, teściu, teściowo, babciu! Będę strażakiem, zobaczycie że jeszcze będziecie dumni z waszego syna.
PS. Mamusiu, dziękuję za to, że w niedzielne popołudnia pisałaś za mnie doktorat. Nie zmarnuje się, moja żona Katarzyna ma podobne problemy z koncentracją co ja. Dobraliśmy się idealnie.
PS. 2 Tatusiu, moje biurko i regał daj Kasi.
PS. 3 Czy macie może jakieś znajomości w Wyższej Szkole Straży Pożarnej? Nie chce mi się uczyć, ja bym wolał od razu gasić pożary.
Leave a Reply