Nasze nieocenione źródełko informacji okołoakademickich – lokalna prasa – doniosła, że niedługo na Uniwersytecie Zielonogórskim poleje się krew. Nie będzie to krew przysłowiowa ani metaforyczna czy nawet sztuczna lecz realna czerwona, gęstawa ciecz o metalicznym posmaku, którą lubią wampiry.
Otóż niebawem na zielonogórskiej alma mater ma zostać uruchomiony kolejny nowy dział – i nie jest to Katedra Lotów Kosmicznych – ale Wydział Lekarski, na którym studenci pod czujnym okiem specjalistów w białych kitlach będą ćwiczyć trudną sztukę chirurgii plastycznej na przeznaczonych do tego celu truposzczakach.
Zanim wykonane ze stali szlachetnej stoły sekcyjne spłyną krwią potrzebnych jest kilka, kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt baniek na:
– wyposażenie sal w odpowiedni sprzęt
– zakup skalpeli, lateksowych rękawiczek jednorazowych, wacików itp.
– zatrudnienie kilku profesorków medycyny – tzw. lekarzy
– wybudowanie kilku nowych luksusowo wyposażonych budynków (przecież lekarze nie będą siedzieli w starych) itp., itd.
Oczywiście można zredukować koszty przenosząc kilku profesorów z Wydziału Technicznego czy Humanistycznego do Wydziału Lekarskiego, by uzupełnić tzw. minimum kadrowe. Takich lubuskich mędrców, specjalistów wszechdziedzin co to każdą nawet najtrudniejszą i najbardziej egzotyczną naukę wyłożyć potrafią na Uniwersytecie Zielonogórskim jest mnóstwo. Można też zamiast skalpeli używać ostrzy wyjętych z maszynek do golenia a gumowe rękawiczki pożyczyć od sprzątaczek. Można sekcje zwłok trenować na żabach – tych na ziemi lubuskiej pod dostatkiem – a transplantacji serca uczyć się na świniakach kupionych od chłopów z okolicznych wsi. Świnie – jak zapewniają chłopi oraz uczeni – pod względem biologicznym są bardzo podobne do człowieka. Jak widać wszystko można i dla chcącego nic trudnego. Jest tylko jeden mały haczyk.
Otóż, załóżmy, że wybudowane i wyposażone za grube miliony budynki i sale uniwersyteckie powstaną. Załóżmy także, że znajdzie się w Polsce kilku profesorów medycyny, którzy nie zrażeni rankingami szkół wyższych, w których UZ systematycznie dołuje, porzucą swoje dotychczasowe miejsca pracy, zamieszkania i zdecydują się zatrudnić na pierwszym etacie na Wydziale Lekarskim w Zielonej Górze. Załóżmy także, że znajdzie się kilku ambitnych i zdolnych maturzystów znających języki itp., którzy zamiast studiów medycznych na prestiżowych uczelniach w kraju lub za granicą wybiorą medycynę na Uniwersytecie Zielonogórskim. I załóżmy, że w roku 2020 w Zielonej Górze otwarty zostanie gabinet lekarski, w którym praktykował będzie absolwent Wydziału Lekarskiego UZ. Pytanie jednak brzmi – czy znajdzie się Zielonej Górze pacjent, który chciałby udać się do takiego lekarza? Pozwolić zbadać prostatę lekarzowi proktologowi z Uniwersytetu Zielonogórskiego? Nigdy w życiu!
Redakcja życzy powodzenia w otwieraniu kolejnych nowych wydziałów na UZ. Z przyjemnością pomożemy (możemy wydrukować za darmo ogłoszenie o tym, że UZ poszukuje kilku profesorów medycyny na pierwszy etat itp.). Pani Jadzia wierzy w to, że liczba chętnych do podjęcia studiów na Wydziale Lekarskim będzie większa niż w tym roku na Inżynierii Biomedycznej, którą także z wielkim hukiem otwierano – i to całkiem niedawno.
3 Responses to “Medycyna na UZ i jej ofiary”
Leave a Reply